Od powrotu z Festiwalu Życia minęło już dziesięć dni… Siedzę przy biurku, zerkam na wiszący przede mną identyfikator i w pamięci wciąż mam żywe wspomnienia tamtego czasu.
Przede wszystkim MŁODZIEŻ… Młodzi ludzie z kraju i spoza jego obszaru… razem się bawi, razem modli… Pole namiotowe – małe miasteczko wielobarwnych „apartamentów” różnej wielkości, które tętni życiem od wczesnych godzin porannych. Grobla, którą nieustannie wędrują rozśpiewane i rozgadane ekipy… Staw, nad którym rankiem śpiewano uwielbienie, we wtorek, środę i piątek celebrowano modlitwę, a w czwartek to tu rozpoczął się (i zakończył) bieg festiwalowicza. Sklepik, w którym rzadko kiedy nie było kolejki, a który oferował całą gamę potrzebnych produktów. Pole ze sceną, stoiskami i podestem, które rano witało zaspanych uczestników zmierzających na jutrznię, a wieczorem żegnało udających się na spoczynek po kolejnym udanym koncercie. Strefę chillout-u z rozpalonym ogniskiem. Kaplicę adoracji, która tętniła Życiem.
Wspominam głoszone treści, spotkanych ludzi – tych po raz pierwszy i tych „po latach”. Wspominam i dziękuję Bogu za ten wartościowy czas, który uczy, że jesteś-MY. Jesteśmy tu i teraz dla Boga i dla Kościoła. Jesteśmy chciani, obdarowani, oryginalni, prowadzeni, odważni, niezwyciężeni i wybrani!
Komentarze